Niezgodne z teorią ruchy na rynkach

P1020532kwadrat16 lutego 2018 roku

Jeszcze tydzień temu zastanawiałam się w cotygodniowym komentarzu, jak głęboka będzie rozpoczęta w tamtym tygodniu korekta. Wg stanu na dziś wydaje się, że korekta w tamtym tygodniu nie tylko się zaczęła, ale też się zakończyła – to po pierwsze. A po drugie, że moje przemyślenia przypadły idealnie na jej dołek. Jeszcze w piątek wieczorem indeks S&P500 odbił się z poziomu 2532,69 punktów, by zakończyć dzień (i tydzień) o 3,4% wyżej. Bieżący tydzień to już nieprzerwana fala wzrostowa (przynajmniej do czwartkowego zamknięcia na poziomie 2731,20 punktów).
Wrażenie oczywiście może być mylące, bo kolejna fala spadków wcale nie musi nastąpić od razu po pierwszej. Wystarczy przypomnieć sobie rok 1998 czy 2008, kiedy to kolejne fale spadków przychodziły po krótkich chwilach odreagowania. Jednak obecnie wydaje się, że bycze sentymenty są zdecydowanie silniejsze.
Zmieńmy więc na chwilę optykę i popatrzmy na ostatnie wydarzenia na rynkach nie pod kątem liczb i procentów, tylko pod kątem powiązań makroekonomicznych i zależności opisywanych w podręcznikach do ekonomii.
Zeszłotygodniowy pogrom na rynkach zapoczątkowały silniejsze od oczekiwań dane o inflacji w USA opublikowane 2 lutego. Ogólny wskaźnik inflacji m/m za styczeń okazał się być o 66% wyższy niż się spodziewano. Takie dane oznaczają, że gospodarka ma się dobrze, a presja inflacyjna może spowodować szybsze od spodziewanych podwyżki stóp procentowych w USA. Powinno to zostać odczytane przez inwestorów jako jednoznaczny pozytywny sygnał dla dolara i powód do wyprzedawania akcji. I reakcja taka nastąpiła. Na bardzo krótko.
Po niespełna dwóch tygodniach dolar pikuje na wszystkich frontach (indeks USD jest na poziomie 65,70, tj. na poziomie z początku lutego, a wcześniej na takim poziomie był w 2016 roku). W relacji do euro z kolei przebił po raz kolejny w tym roku lokalne minimum i znalazł się najniżej od 2014 roku.
Wraz ze słabnącym dolarem rosną wyceny „bezpiecznych przystani”, tj. japońskiego jena, franka szwajcarskiego i złota. Rosną też rentowności amerykańskich obligacji poprzez spadek ich ceny. Wygląda więc na to, że inwestorzy wyprzedają dolara i aktywo powiązane z jego siłą, kupując jednocześnie… wszystko inne.
Widać to także na rynku surowców. W kończącym się dziś tygodniu surowcowy indeks CRB zyskał już 2,5%. Przyczyniły się do tego wzrosty zarówno cen ropy i produktów pochodnych, jak i zbóż (pszenica, kukurydza, soja), softów (kakao, sok pomarańczowy) czy tarcicy. Wyjątkiem wśród najpopularniejszych surowców pozostaje gaz ziemny, którego cena z powodu bardzo ciepłej zimy w USA i jeszcze cieplejszych prognoz na kolejne tygodnie, spadła do poziomu najniższego od połowy 2016 roku.

Previous Post
Newer Post

Leave A Comment