W ostatnich tygodniach kilkukrotnie wskazywaliśmy na krótkoterminowe spadki i wzrosty, traktując je jako punkt wyjścia do oceny atrakcyjności inwestycji na rynkach kapitałowych w danym momencie. Wszystkie jednak te wzloty i upadki, czy raczej „rollercoaster” – jak nazwał ostatnie ruchy na amerykańskiej giełdzie analityk Quercus TFI – wskazują przede wszystkim na fakt, który podkreślaliśmy już wielokrotnie – że atrakcyjność inwestycji na giełdzie trzeba oceniać w perspektywie długoterminowej, a giełda w dłuższym okresie rośnie. Tak też się stało na Wall Street. Po krótkotrwałej październikowej korekcie, kiedy mnożnik P/E S&P500 spadł do najniższego od roku poziomu, stwarzając dobrą okazję do powiększenia portfela, indeks już po kilku sesjach odbił w górę i od początku listopada „zadomowił się” powyżej psychologicznej bariery 2000 punktów. Emocje stały się więc nienajlepszą wskazówką dla tych, którzy odczytali korektę jako trwają tendencję i wycofali się z inwestycji.
Oceniając z kolei atrakcyjność polskich akcji, warto spojrzeć na publikowane co miesiąc dane MSCI, pokazujące wyceny zarówno poszczególnych krajów, jak i grup, do których kraje te się zaliczają. Polska giełda z mnożnikiem ceny do prognozowanych zysków na poziomie 13,7 plasuje się niemalże w połowie stawki wśród rynków wschodzących, gdzie na jednym biegunie znajdują się Filipiny i Meksyk z P/E wynoszącym ok. 19, a na drugim Rosja notująca skrajnie niskie P/E wynoszące 3,4. Obniżenie P/E dla polskich spółek (jeszcze w październiku wynosił on ponad 14) można odczytać jako pozytywny sygnał dla inwestorów, którzy wciąż mogą znaleźć wśród akcji notowanych na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie ciekawe okazje inwestycyjne.
Z tego punktu widzenia atrakcyjnie wygląda także rynek naszego zachodniego sąsiada, którego wycena dzięki znaczącej korekcie DAX w ostatnich miesiącach obniżyła się do poziomu 12,1 ocenianego przez analityków jako „rozsądny”.
Kilkuletnie minima notowane są natomiast na rynkach surowcowych, w tym zarówno na rynku ropy, jak i metali szlachetnych. W przypadku ropy analitycy wskazują na czynniki podażowe, falę umocnienia dolara i pewne spowolnienie w światowej gospodarce (m.in. w strefie euro). Przecena ropy, choć przejściowo może wywołać zawirowania w krajach uzależnionych od eksportu ropy, to jednak na dłuższą metę może wyjść na dobre światowej gospodarce, obniżając koszty zarówno produkcji, jak i transportu w większości gałęzi systemów gospodarczych.
Wsparciem dla wzrostu gospodarek strefy Euro będzie także zwiększenie skali skupu aktywów z rynku przez Europejski Bank Centralny. EBC poinformował o „jednogłośnej gotowości do zwiększenia skali skupu aktywów” oraz o „rozpoczęciu technicznych prac nad narzędziami ułatwiającymi wzrost sumy bilansowej EBC do poziomu z 2012 roku”, kiedy wynosiła ona 3,1 bln euro (obecnie jest na poziomie 2,05 bln euro). Wyraźny wzrost sumy bilansowej powinien pobudzić wzrost oczekiwań inflacyjnych oraz osłabiać dalej euro, co wspierać będzie eksport, a tym samym rozwój gospodarczy w Europie.