Na koniec czerwca poziom indeksu nastroju inwestorów (wg badania Stowarzyszenia Inwestorów indywidualnych) okazał się być… najniższy w historii badania (od 2011 roku). Zaledwie 20,2% optymistów versus 62% pesymistów pokazuje, jak złe nastroje panują na warszawskim parkiecie.
Pesymistyczne nastroje tłumaczy trwająca nieprzerwanie przecena akcji. Czerwiec był kolejnym miesiącem, który przyniósł spadek wartości wszystkich indeksów. I o ile jeszcze w zeszłym roku spadki jednych kategorii spółek były bilansowane przez wzrosty innych, co skutecznym zarządzającym dawało zarobić nawet na dość chwiejnym rynku, o tyle bieżący rok przynosi solidarne osuwanie się wszystkich indeksów. Po 6 miesiącach roku stopa zwrotu na wszystkich indeksach jest niemalże identyczna i wynosi 12-13% na minusie.
Wielu analityków i inwestorów zastanawia się, czy to już dołek. Na rynku kapitałowym istnieje zasada, że zawsze istnieje prawdopodobieństwo, że ceny pod wpływem różnych czynników – zarówno fundamentalnych, jak i emocji panujących wśród inwestorów – mogą osuwać się dalej. Warto jednak przyglądnąć się obiektywnym faktom, które podpowiadają, że ceny akcji powinny znaleźć dołek w bliskiej perspektywie.
Najważniejszym z nich jest poziom wycen mierzony stosunkiem ceny akcji do wartości księgowej spółek. Obecnie ten popularny mnożnik (P/BV) wynosi 1,24. To poziom zbliżony do notowań z… dołków bess z lat 1998 czy 2001, nie wspominając nawet o poziomach P/BV w okresach giełdowych prosperity (a przypomnijmy, że światowe giełdy wciąż pozostają w stanie hossy). Spadki zresztą dotyczą wszystkich rynków wschodzących, do których należy także Polska. Jednak nawet na tym tle Polska wypada źle. Według raportu Goldman Sachs, który ukazał się w czerwcu bieżącego roku (a więc przy nawet wyższych cenach niż są obecnie), polskie akcje są najtańsze względem wartości historycznych w koszyku rynków wschodzących monitorowanych przez bank. Oznacza to, że dążąc do rynkowej równowagi, polskie akcje powinny być napędzane podwójnie – zarówno ze względu na zmniejszanie dywergencji pomiędzy rynkami wschodzącymi a rynkami rozwiniętymi, jak i poprzez nadrabianie strat do innych rynków z koszyka.
Na koniec rzut oka na światowe rynki, które w długiej perspektywie wyznaczają kierunki dla rynków wschodzących, a także silnie oddziałują na sentymenty inwestorów.
Indeks S&P500 nie przekroczył jeszcze co prawda szczytu ze stycznia tego roku, jednak od przełomu marca i kwietnia kolejne dołki i szczyty wyraźnie wyznaczają trend wzrostowy, choć zakres ruchów (a więc panująca zmienność) jest zdecydowanie większa niż obserwowaliśmy to w drugiej połowie zeszłego roku, z czego można wnioskować o większym niepokoju panującym wśród inwestorów. Szczyty ze stycznia przekroczył natomiast (i to już kilkakrotnie) Nasdaq Composite. Wiele wskazuje na to, że spółki technologiczne, które przez wielu analityków postrzegane są jako potencjalne zarzewie nowej bańki, a więc i kryzysu, na razie najbardziej konsekwentnie pną się w górę.
Nieco mniej optymistycznie rysują się wykresy indeksów z innych części świata. Z całą pewnością nie pomagają takie czynniki ryzyka jak potencjalna (a po części już tocząca się) wojna handlowa, tj. wzajemne nakładanie ceł na towary pomiędzy USA a Chinami i USA a Unią Europejską, napięcie polityczne towarzyszące negocjacjom brexitowym czy zapowiadane zmiany w polityce Europejskiego Banku Centralnego.
Pesymistyczne nastroje tłumaczy trwająca nieprzerwanie przecena akcji. Czerwiec był kolejnym miesiącem, który przyniósł spadek wartości wszystkich indeksów. I o ile jeszcze w zeszłym roku spadki jednych kategorii spółek były bilansowane przez wzrosty innych, co skutecznym zarządzającym dawało zarobić nawet na dość chwiejnym rynku, o tyle bieżący rok przynosi solidarne osuwanie się wszystkich indeksów. Po 6 miesiącach roku stopa zwrotu na wszystkich indeksach jest niemalże identyczna i wynosi 12-13% na minusie.
Wielu analityków i inwestorów zastanawia się, czy to już dołek. Na rynku kapitałowym istnieje zasada, że zawsze istnieje prawdopodobieństwo, że ceny pod wpływem różnych czynników – zarówno fundamentalnych, jak i emocji panujących wśród inwestorów – mogą osuwać się dalej. Warto jednak przyglądnąć się obiektywnym faktom, które podpowiadają, że ceny akcji powinny znaleźć dołek w bliskiej perspektywie.
Najważniejszym z nich jest poziom wycen mierzony stosunkiem ceny akcji do wartości księgowej spółek. Obecnie ten popularny mnożnik (P/BV) wynosi 1,24. To poziom zbliżony do notowań z… dołków bess z lat 1998 czy 2001, nie wspominając nawet o poziomach P/BV w okresach giełdowych prosperity (a przypomnijmy, że światowe giełdy wciąż pozostają w stanie hossy). Spadki zresztą dotyczą wszystkich rynków wschodzących, do których należy także Polska. Jednak nawet na tym tle Polska wypada źle. Według raportu Goldman Sachs, który ukazał się w czerwcu bieżącego roku (a więc przy nawet wyższych cenach niż są obecnie), polskie akcje są najtańsze względem wartości historycznych w koszyku rynków wschodzących monitorowanych przez bank. Oznacza to, że dążąc do rynkowej równowagi, polskie akcje powinny być napędzane podwójnie – zarówno ze względu na zmniejszanie dywergencji pomiędzy rynkami wschodzącymi a rynkami rozwiniętymi, jak i poprzez nadrabianie strat do innych rynków z koszyka.
Na koniec rzut oka na światowe rynki, które w długiej perspektywie wyznaczają kierunki dla rynków wschodzących, a także silnie oddziałują na sentymenty inwestorów.
Indeks S&P500 nie przekroczył jeszcze co prawda szczytu ze stycznia tego roku, jednak od przełomu marca i kwietnia kolejne dołki i szczyty wyraźnie wyznaczają trend wzrostowy, choć zakres ruchów (a więc panująca zmienność) jest zdecydowanie większa niż obserwowaliśmy to w drugiej połowie zeszłego roku, z czego można wnioskować o większym niepokoju panującym wśród inwestorów. Szczyty ze stycznia przekroczył natomiast (i to już kilkakrotnie) Nasdaq Composite. Wiele wskazuje na to, że spółki technologiczne, które przez wielu analityków postrzegane są jako potencjalne zarzewie nowej bańki, a więc i kryzysu, na razie najbardziej konsekwentnie pną się w górę.
Nieco mniej optymistycznie rysują się wykresy indeksów z innych części świata. Z całą pewnością nie pomagają takie czynniki ryzyka jak potencjalna (a po części już tocząca się) wojna handlowa, tj. wzajemne nakładanie ceł na towary pomiędzy USA a Chinami i USA a Unią Europejską, napięcie polityczne towarzyszące negocjacjom brexitowym czy zapowiadane zmiany w polityce Europejskiego Banku Centralnego.